15 października to Międzynarodowy Dzień Utraconego Dziecka. Prowadząca "Pytanie na śniadanie" Aleksandra Grysz opowiedziała o swoim doświadczeniu utraty dziecka. Prezenterka nie była w stanie powstrzymać łez i przyznała, że nie zdawała sobie sprawy z tego, że wciąż tak silnie odczuwa tamte emocje.
Aleksandra Grysz rozpłakała się w śniadaniówce TVP
– Straciłam ciąże dwa lata temu. To była moja pierwsza ciąża. Czwarty miesiąc. Okazało się, że jest to wada genetyczna i jest tylko 1 proc. szans, że nasza córeczka, którą nazwaliśmy Buba, przeżyje – tłumaczyła, wracając wspomnieniami do trudnych chwil.
– Przyszedł ten dzień, kiedy to serduszko przestało bić. Czułam to bardzo fizycznie i byłam pewna, kiedy to się wydarzyło. Wtedy byli ze mną w domu moi rodzice w domu i mój Tomek. Powiedziałam, że to się wydarzyło. Oni mówią: "Nie, no co ty mówisz?". Kolejnego dnia poszliśmy do lekarza. Okazało się, że faktycznie serduszko przestało bić – opowiadała z trudem prezenterka.
Aleksandra Grysz wspomniała, że musiała odczekać kilka dni, aż będzie mogła urodzić martwe dziecko. Spotkało ją to dwa lata temu, a wspomnienia są ciągle żywe.
– Naprawdę nie sądziłam, że to jeszcze tak bardzo we mnie siedzi. Byłam po tym wszystkim na terapii, żeby wejść w kolejną ciążę z otwartą głową i takim przeświadczeniem, że już jestem na nią gotowa – wyznała przez łzy.
– Jestem bardzo szczęśliwą mamą naszego Tymka. Dziś ta strata dla mnie znaczy tyle, że ja jestem mamą dwójki dzieci, że Buba cały czas z nami jest. Zawsze jak jest księżyc widoczny w ciągu dnia, to jest taki nasz symbol, że nam macha, że jestem jedną z wielu kobiet, które są superbohaterkami, bo przeszły przez to i nie bały się zajść w kolejną ciążę, a nawet jeśli się bały, to to zrobiły – podsumowała.
Czytaj też:
"Lawina populizmu". Gwiazdor TVN przerywa milczenie po aferzeCzytaj też:
Dziennikarz oskarżony o gwałt. TVP nie zerwała z nim współpracy