Kilka miesięcy temu Caroline Derpieński podzieliła się informacją o rozstaniu z bogatym partnerem po pięciu latach związku. Celebrytka zasugerowała przy tym, że Krzysztof Porowski stosował wobec niej przemoc. Nie chciała jednak zdradzać szczegółów. Zaraz po przekazaniu złych wieści, Derpieński postanowiła pokazać obserwatorom, jak naprawdę wyglądało jej życie i zaapelować o pomoc finansową. Już pod koniec listopada okazało się, że celebrytka jednak wciąż spotyka się z bogatym biznesmenem. Znowu zaczęła epatować w mediach społecznościowych drogimi stylizacjami i wizytami w klubach. Z dumą ogłosiła również, że wyszła już z biedy. "Kochani, dolarsy wróciły" – napisała, zamieszczając zdjęcie w futrze, z markową torebką w ręku.
Kontrowersyjna celebrytka pojawiła się teraz w podcaście Żurnalisty, w którym wyznała prawdę na temat swojego wizerunku, a także zaskoczyła wyznaniem wiary.
Caroline Derpieński wybrała wiarę w Boga zamiast terapii. "Czuję Jego wsparcie"
Żurnalista zapytał Caroline Derpieński o wizytę u terapeuty, którą celebrytka zapowiedziała w ubiegłym roku.
– Zamiast terapii wiara w Boga bardzo mi pomogła. Bardzo dużo modlitw i też zaczęłam widzieć bardzo dużo anielskich liczb. Jestem też osobą religijną, chodzącą całe dzieciństwo do kościoła. Teraz nie byłam aż dwa lata, ale Bóg mnie nie opuścił, czuję Jego wsparcie. Pomimo tego, że nie chodzę do kościoła, to myślę, że same modlitwy wystarczą – przyznała.
Dopytywana, czy doznała nawrócenia, Caroline Derpieński stwierdziła, że "dostaje codziennie znaki". – Dostaję codziennie siłę, żeby się nie poddawać. To nawet, że tutaj jestem i pierwszy raz w życiu chcę otworzyć siebie, jest też dla mnie taką nową drogą i przebudzeniem – dodała.
Celebrytka przyznaje się do udawania
Derpieński ujawniła również, że to, co pokazuje w mediach społecznościowych, to wykreowany wizerunek.
– Moja głupota jest kreacją, amerykański akcent jest kreacją, czy udawanie pustej blondynki dokładnie tak jak Paris Hilton – to jest jej wykreowana polska wersja. Doprowadziłam już swoje życie do takiego momentu, że doświadczyłam już tego, czego chciałam jeśli chodzi o dobra materialne i widziałam dużo rzeczy, ale przestało mnie to jarać, przestało mnie to podniecać – mówiła w rozmowie z Żurnalistą.
Przyznała się też do kupowania okładek różnych magazynów.
– Jeśli chodzi o okładki, to tak – potwierdzam, ale nie wszystkie i jeszcze zamierzam kupić sobie "Vogue'a". Jest bardzo dużo okładek po 5 tys., 15 tys., 25 tys., 50 tys. euro. Wystarczy znaleźć pierwszą lepszą agentkę PR. W Stanach Zjednoczonych, co drugi fotograf oferuje klientom pakiety: sesja zdjęciowa i okładka za jakąś tam kwotę – wyjaśniła.
Czytaj też:
Kto będzie reprezentował Polskę na Eurowizji? Wyciekła listaCzytaj też:
Burza po nowym programie TVP. "Wyszła żenada"