Na początku listopada Magdalena Ogórek przekazała, że zakończyły się prace budowlane i Muzeum Sztuki Zagrabionej w Sulisławicach na Dolnym Śląsku jest już gotowe. Na potrzeby placówki wybudowano budynek o powierzchni ok. 500 m2. Obiekt czeka obecnie na odbiór budowalny.
Zanim powstało muzeum, była dziennikarka TVP pojawiła się w nagłówkach takich mediów jak OkoPress, Onet czy "Gazeta Wyborcza" ws. działki o powierzchni 0,7 ha, którą jej fundacja nabyła w marcu 2021 roku. Pisano wówczas z oburzeniem, że prezenterka TVP otrzymała pieniądze ze spółek skarbu państwa.
Ogórek wciąż mierzy się przeciwnościami. Finansowanie jej fundacji analizuje aktualnie Prokuratura Okręgowa w Świdnicy. Wcześniej zajmowała się tym Prokuratura Rejonowa w Ząbkowicach Śląskich. Jak dotąd nie sformułowano w tej sprawie żadnych zarzutów. Prezenterka wPolsce24 twierdzi, że nagonka na fundację i muzeum ma podłoże polityczne.
Zarzuty ws. muzeum Magdaleny Ogórek. "Piramidalne bzdury"
W rozmowie z Wirtualnymi Mediami Magdalena Ogórek opowiedziała, jak sprawa muzeum wygląda z jej perspektywy.
– Przeszłam już "tysiąc" kontroli i pewnie jeszcze kolejny "tysiąc" przejdę – podkreśliła. – Przeczytałam już piramidalne bzdury na temat muzeum, które pisano, nie prosząc mnie o komentarz. Po przegranej Zjednoczonej Prawicy w 2023 roku twierdzono, że prace staną i muzeum nie będzie. Dwa lata czytałam artykuły w tym tonie. "Gazeta Wyborcza" pokazała na zdjęciu ruderę, która miała być przyszłym budynkiem muzeum. Był to fejk i teraz nagle TVN24 napisał, że muzeum jest gotowe. Wszystkie negatywne komentarze zamilkły – dodaje.
Krajowa Administracja Skarbowa ocenia, że kwota 845 tysięcy złotych nie została wykorzystana przez fundację Magdaleny Ogórek "zgodnie z umowami o darowiznę". Jak wyjaśnia Ogórek, zawiadomienie związane jest z rzekomo biurowym charakterem budynku, podczas gdy nie znajduje się w nim żadne biuro. Podkreśliła, że na miejscu nie pojawił się żaden urzędnik, żeby to zweryfikować.
Prokuratura z kolei sprawdza okoliczności dotacji z KGHM oraz Fundacji Orlenu, z wykorzystaniem których powstaje muzeum. – Nieprawdą jest, że korzystałam ze środków publicznych, zysk Orlenu przekazany do Fundacji "Orlen" nie jest środkiem publicznym, podobnie w przypadku KGHM – tłumaczy dziennikarka w rozmowie z Wirtualnymi Mediami.
Ogórek: Odbieram to jako akcję polityczną
Magdalena Ogórek nie ukrywa, że, w jej ocenie, wszystkie zarzuty wobec fundacji i muzeum są motywowane politycznie.
– W muzeum znajduje się wystawa, która opowiada historię rabunku polskich dóbr kultury, dokonanego przez niemieckiego okupanta. Odbieram to jako akcję polityczną, owszem, ale martyrologii jednak uprawiać nie zamierzam – podkreśla.
– Ponosiłam ogromne koszty, na przykład wielokrotnie jeżdżąc na Dolny Śląsk i płacąc za benzynę. Przez trzy lata ciężko pracowałam, by ten obiekt powstał, nie pobierając za to żadnych środków – dodała w rozmowie z Wirtualnemedia.pl
Czytaj też:
Reportaż o LGBT w Radiu Maryja. Decyzja KRRiT wywołała burzęCzytaj też:
Żona byłego prezesa TVP wraca do pracy. "To fascynująca droga"
