W grudniu Anna Popek musiała pożegnać się z Polskim Radiem. Niedługo później okazało się, że dziennikarka nie pojawi się również w programie "Pytanie na śniadanie" w TVP2. W ostatnim czasie do mediów wyciekły informacje o jej zarobkach. Według nich, zarabiała 50 tysięcy złotych z etatu w Polskim Radiu i radiowej Trójce.
Doniesienia te skomentowała sama zainteresowana. Jak podkreśliła, zarabiała tak samo, jak inni pracownicy rozgłośni.
– Nigdy nie chciałam brać jakichś super luksusowych, intratnych posad, bo uważam, że jak się robi tę samą robotę, to się powinno być tak samo wynagradzanym. Przyjęłam taką stawkę jak była przez szefa zaproponowana i ona była uśredniona – tłumaczyła w rozmowie z Pomponikiem.
Popek o wycieku informacji o swoich zarobkach: Czysta manipulacja
Popek stwierdziła ponadto, że informacja o jej zarobkach to "czysta manipulacja". Podana kwota była bowiem kwotą brutto za dwie audycje tygodniowo. – Wiemy, jak się to robi i ci państwo, dziennikarze, którzy to zrobili, też wiedzą, dlaczego to zrobili. No chcieli oczywiście zaszkodzić wizerunkowi człowieka – podkreśliła dziennikarka. Przyznała, że czuje się ofiarą.
– Właściwie to powinnam iść do sądu, ale co ja się będę handryczyć, (...) nie jestem takim człowiekiem. Chodzi o to, żeby czytać ze zrozumieniem, ale komu z nas chce się czytać ze zrozumieniem – podsumowała.
Czytaj też:
Wyrzucono ją z TVP. "Rozważam każdą propozycję"Czytaj też:
Reporter "19.30" dostanie nowy program w TVP Info. "Nie wiadomo, czy zdążymy"Czytaj też:
Pajączkowska pozwie TVP? "Chodzi o przeprosiny"