Małgorzatę najbardziej zabolał komentarz: „Kiedyś myślałam, że to fajnie, że ma się hajs i czas na wycieczki, nie robiąc nic”. Odpowiedziała prawdziwym elaboratem jak bardzo jest wyedukowana, jak ciężko pracuje, co robi i co osiągnęła.
Rozenek pisze, że skończyła studia prawnicze z dobrą średnią, dostała się na studia doktoranckie, gdzie było siedem osób na jedno miejsce, że bierze udział w produkcjach telewizyjnych, wydała siedem książek i poradników (o perfekcyjnym sprzątaniu, nie o prawie, żeby była jasność), jest założycielką fundacji, zadebiutuje w tym roku na dużym ekranie, ma troje dzieci i męża.
Nas jednak najbardziej zafascynowało to, że do swoich życiowych osiągnięć zaliczyła także to, że prowadzi konto na Instagramie, gdzie „sukcesywnie zwiększa grono obserwujących”, a „o sesjach i okładkach nawet nie mówi”. Na koniec podsumowuje jeszcze, że „jeden produkuje zapałki, a inny treści”. Z całym szacunkiem dla pani celebrytki, ale zapałki są dla ludzkości bardziej przydatne niż fotki jej gołego tyłka z plaży w Tulum.
Czytaj też:
Morsowanie z intencją
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.