Wakacyjny alfabet rozrywki
  • Piotr GociekAutor:Piotr Gociek

Wakacyjny alfabet rozrywki

Dodano: 
Netflix
Netflix Źródło: Bloomberg/Getty Images
W wakacje film nie musi być dobry. Ważne, żeby sala była klimatyzowana, bo na zewnątrz skwar.

Wszyscy wiedzą: są pewne elementy, bez których wakacje byłyby po prostu nieważne. Urlop nad morzem bez ryby z frytkami, weekend w górach bez grillowanego oscypka z żurawiną i kwaśnicy, popołudnie na deptaku turystycznym bez gofra z bitą śmietaną z borówkami. Na plaży trzeba zobaczyć parawan, a pod Śnieżką – parę zdobywającą szczyt w szpilkach (ona) i japonkach (on). Podobnie jest w świecie filmu: wakacyjna pora rządzi się swoimi prawami. Potwory i horrory, kowboje i podboje (miłosne), niezobowiązujące hity i kity. Powiedzmy szczerze – częściej kity. W wakacje film nie musi być dobry. Ważne, żeby sala była klimatyzowana, bo na zewnątrz skwar.

A JAK ADAPTACJA GRY LUB KOMIKSU Kierowanie latem do kin produkcji, których nie obejrzy z reguły nikt poza najbardziej zapalonymi fanami oryginału, ma długą tradycję. Pół biedy, gdy trafi się film umiarkowanie obciachowy (jak „Legion samobójców”). Gorzej, kiedy trafiamy na coś w rodzaju „Żylety” (wiem, co mówię, w 1996 r. trafiłem). W tym roku do kin trafia w środku sierpnia adaptacja, której ani nikt nie potrzebował, ani specjalnie nie oczekiwał. „Borderlands”, inspirowany grą wideo pod tym samym tytułem, to pokaz marnowania potencjału ciekawej obsady: co w tej opowieści robią Cate Blanchett, Jack Black, Jamie Lee Curtis – nie wiem. Co robi Kevin Hart – wiem, bo po nim nigdy się niczego dobrego nie spodziewałem. Na plus: prawie nic. Na minus: prawie wszystko.

D JAK DETEKTYW Komedia kryminalna to gatunek wręcz stworzony, by poprawiać nam humory w wakacje. Komu humoru nie poprawia Eddie Murphy jako Axel Foley, gliniarz z Detroit na delegacji w Beverly Hills, ten trąba. Netflix produkuje seryjnie rzeczy nijakie, miałkie lub nadmiernie politpoprawne, ale czasem nawet tam trafi się udane przedsięwzięcie. „Axel F”, czwarta odsłona cyklu rozpoczętego w roku 1984, to jeden z nielicznych rodzynków w netflixowym zakalcu. Na plus: wiecznie młody Eddie Murphy. Na minus: lęk, że powstaną kolejne części.

Ranking został opublikowany w 33/2024 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.