Aktor domagał się 50 mln dol. za szkody, jakie wyrządziło mu publiczne wyznanie byłej żony na temat przemocy domowej, którą miał wobec niej stosować. Chodzi o artykuł z 2018 roku. Tekst ukazał się na łamach "The Washington Post" i wstrząsnął nie tylko amerykańską opinią publiczną.
1 czerwca sąd w Fairfax zdecydował, że Depp zamiast 50 mln dol., ma otrzymać łącznie 15 mln dol. odszkodowania. Z kolei Amber Heard, która w odpowiedzi na pozew byłego męża domagała się 100 mln dol. za zniesławienie, ma otrzymać 2 mln dol. Ma to być zadośćuczynienie za oskarżenia, jakie pod jej adresem wysunął adwokat Deppa, Adam Waldman.
W trakcie trwającego od 11 kwietnia procesu, który był bacznie obserwowany i analizowany na całym świecie, aktorska para wysuwała wzajemnie liczne, nierzadko niezwykle mocne oskarżenia. Depp przekonywał, że to nie on był sprawcą przemocy – fizycznej i psychicznej – ale jego była żona. Z kolei Heard oskarżyła Deppa m.in. o brutalny gwałt. Wielu oskarżeń nie udało się ani udowodnić ani podważyć.
Sympatie internautów stały zdecydowanie po stronie Deppa. W sieci rekordy popularności bił hashtag #JusticeForDepp ("sprawiedliwość dla Deppa").
Heard: Straciłam ważne prawo
Podczas ogłoszenia wyroku gwiazdor "Piratów z Karaibów" nie był obecny na sali sądowej. "Amber Heard podczas ogłoszenia wyroku była bliska płaczu i prawie przez cały czas trzymała wzrok wbity w ziemię. Po wysłuchaniu mowy sędziny szybko wyszła z sali" – opisuje Pudelek.pl.
Na Instagramie gwiazdy pojawiło się już oficjalne oświadczenie. "Jestem smutna, że przegrałam tę sprawę. Ale jestem jeszcze bardziej smutna, bo wydaje mi się, że straciłam prawo, o którym myślałam, że miałam je jako Amerykanka – prawo do swobodnego i otwartego mówienia" – napisała aktorka.