Komunikat Europejskiej Unii Nadawców, organizatora Eurowizji, został opublikowany w trakcie sobotniego finału konkursu. "Wynikało z niego, że w wyniku wykrycia pewnych nieprawidłowości w głosowaniu aż w sześciu krajach zablokowano możliwość przyznawania punktów. Podejrzewa się, że państwa te oddawały głosy w sposób stronniczy, próbując manipulować ostatecznym rankingiem. Machlojki wykryto po drugiej próbie generalnej drugiego półfinału. Zgodnie z przyjętymi przez Europejską Unię Nadawców procedurami organizatorzy zastąpili podejrzane głosy jury z poszczególnych krajów wynikami opracowanymi na podstawie głosowań krajów zbliżonych geograficznie, z których wyciągnięto średnią. Taką metodę zastosowano zarówno przy drugim półfinale jak i przy finale" – podaje serwis pudelek.pl.
"EBU (Europejska Unia Nadawców) bardzo poważnie traktuje wszelkie podejrzenia o próby manipulowania głosami podczas konkursu Eurowizji i ma prawo usunąć takie głosy zgodnie z oficjalnymi instrukcjami głosowania, niezależnie od tego, czy takie głosy mogą wpłynąć na wyniki i/lub wynik głosowania" – czytamy na oficjalnej stronie Eurowizji eurovision.tv.
Nie ujawniono państw
Nie podano, które państwa próbowały manipulować wynikami. "Pewnym tropem w tej sprawie może być fakt, że po emisji finału ujawniono, kto w chodził w skład jury niemal wszystkich krajów biorących udział w Eurowizji. Pominięto tylko sześć państw. Wśród nich znalazła się też Polska" – wskazuje pudelek.pl.
Obok Polski, według "śledztwa" internautów, mogły to być także Czarnogóra, San Marino, Rumunia, Gruzja oraz Azerbejdżan.
Czytaj też:
"Rozczarowanie". Eurowizja: Internet wrze po decyzji ukraińskiego jury