Na straganach z wszelkiego rodzaju badziewiem, wypełniających wąskie uliczki starego Neapolu, można oprócz figurek Maradony, Jana Pawła II, Małego Mnicha czy Pinokia kupić także figurkę Paola Sorrentina. Włoski reżyser ubrany jest odświętnie i trzyma w dłoni Oscara (otrzymał go za film „Wielkie piękno”). Któż powiedział, że na ten rodzaj upamiętnienia trzeba czekać do śmierci? W Neapolu wszystko jest możliwe, istnieją obok siebie żywi i umarli, sacrum i profanum, teraźniejszość i przeszłość (a nawet rozmaite przeszłości), to, co prawdziwe, i to, co zmyślone. Miasto, w którym urodził się Sorrentino, odwdzięczyło mu się, jak potrafi; teraz on odwdzięczył się z kolei Neapolowi, który jest na ekranie piękny, jest na ekranie niezwykły, jest na ekranie miejscem cudów.
Film „To była ręka Boga” („È stata la mano di Dio”) zaczyna się od cudu i cudem się kończy. Oto piękna Patrizia (zniewalająca Luisa Ranieri) trafia do pałacu tajemniczej postaci przedstawiającej się jako San Gennaro –
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.